Dotarłem do początku szlaku nad jeziora Joffre około 18:30, gdy światło było już miękkie, a większość turystów wracała w dół. O 18:45 wyruszyłem na trasę, świadomy późnej pory, ale z zamiarem zobaczenia wszystkich trzech jezior, a nie tylko zatrzymania się przy słynnym widoku z mostku nad jeziorem środkowym. Pierwszy odcinek prowadził mnie przez wysokie drzewa, w których korony wciąż wplatały się resztki wieczornego słońca.

Od czasu do czasu mijałem grupki zmęczonych, lecz uśmiechniętych wędrowców, w których oczach wciąż odbijał się błękit wody i biel lodowcowych szczytów. Dolne Jezioro Joffre ukazało się szybko, ciche i niemal opuszczone, zupełnie inne niż w ciągu dnia, gdy pełne jest ludzi. Woda mieniła się tajemniczo swoim charakterystycznym turkusem, otoczona przez coraz ciemniejszy las.

dsc 4181 1

Ruszyłem dalej, wiedząc, że drugie jezioro przyniesie jeszcze silniejsze wrażenia. Szlak stawał się coraz bardziej stromy, pełen korzeni i kamieni, a obok mnie nieustannie szumiała woda – topniejący lodowiec spuszczał swoje strumienie w dolinę.

dsc 4187 1

W końcu dotarłem do Środkowego Jeziora Joffre. Zatrzymałem się na chwilę przy mostku, który wielu uważa za najpiękniejszy punkt wędrówki. Widok był rzeczywiście niezwykły: lśniący lodowiec górujący nad doliną, turkusowe jezioro pod stopami i ostatni turyści, którzy jeszcze robili zdjęcia. Ale dla mnie to nie był koniec. Chciałem zobaczyć Górne Jezioro Joffre, najbardziej ukryte z całej trójki, zanim noc zapadnie na dobre.

dsc 4188 1

Podejście od tego miejsca prowadziło przez coraz bardziej górski krajobraz. Drzewa stawały się rzadsze, a powietrze chłodniejsze. Na środku Jeziora Drugiego i Jeziora Górnego spadł z ogromną siłą i kanion zdawał się wibrować od szumu prądu.

dsc 4190 1

Czasem dochodziły mnie odgłosy rozmów, ale najczęściej panowała cisza – ta szczególna cisza, która sprawia, że każdy krok i każdy oddech staje się wyraźniejszy. Kiedy dotarłem nad Górne Jezioro Joffre, wieczór był już głęboki. Lodowiec znajdował się niemal na wyciągnięcie ręki, schodząc prosto do jeziora, którego kolor wydawał się nierealny nawet w słabnącym świetle. Tam spotkałem grupę pięciu wędrowców – trzech z Barcelony i dwóch Brazylijczyków, którzy również mieszkali w tym mieście. Rozmawialiśmy chwilę, a ponieważ ciemność szybko się zbliżała, cieszyłem się, że zaproponowali zejście razem.

20250817 195615 1

Zejście zajęło nam godzinę i dwanaście minut. Szliśmy równym tempem, a wokół nas gęstniał mrok. Las, który wcześniej kąpał się w złotym świetle, teraz stał się ciemnym korytarzem, wymagającym pełnej uwagi. Jednak w rozmowie i w towarzystwie czas płynął szybko. Gdy wreszcie dotarliśmy na parking, panowała już pełna noc. Powitały nas tylko reflektory samochodów i nikłe światło tablicy przy początku szlaku.

Ta wędrówka była jak podróż w skondensowanej formie – początek w świetle dnia, kulminacja przy lodowcowym jeziorze i powrót w ciemności. Pokazała mi, jak bardzo pora dnia potrafi zmienić charakter szlaku i że czasem późne wyjście pozwala doświadczyć krajobrazu w ciszy i większej intymności.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *